www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych. 1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści    
 
Indie Podglądając Indie
  Święto Maha Shivaratri  

święto - Maha Shivaratri

8 marca oprócz Dnia Kobiet (Tego dnia pokazano życzenia w gazetach, ale też były wystąpienia kobiet, w Indiach i na świecie, walczących o swe prawa) obchodzono tutejsze święto - Maha Shivaratri. Bardzo ważne dla Hindusów, jak Boże Narodzenie. Przy czym nie można mówić, że Siwa się urodził, bowiem bogowie nie mają początku ani końca. Tego dnia przystrojono świątynię, budynki były kolorowo iluminowane, odprawiano nabożeństwa, wierni czuwali w świątyni przez całą noc.
Natomiast w jednej świątyńce, poświęconej żonie Siwy, tamtejsza społeczność obchodzi uroczystości aż trzy dni. Moment kulminacyjny przypada dopiero ostatniego wieczora. W ramach ofiary czy podziękowania za otrzymane łaski wierni postępują za kapłanem przez ogień. Już dzień wcześniej pan pracujący w moim hotelu zapraszał i poinformował mnie, że nie powinnam opuścić takiego wydarzenia.
Przed wskazaną godziną zjawiłam się na ulicy, chcąc jeszcze wysłać karty świąteczne. Po drodze zatrzymał mnie fotograf pytając, czy mam aparat, Oczywiście, że mam, idę tam. Ale jak nie uda mi się czegoś "złapać", to on mi da ze swoich zdjęć. Jasne! Już mam tu takie układy. W końcu, mieszkając tu ponad trzy miesiące, jestem już "swoją".
Uroczystość miała rozpocząć się o 18:30, jeśli będzie o 19:30 to dobrze. Już ciemno, czyli odpowiedni nastrój. Więc najpierw można nadać korespondencję do kraju. A to też bywa cała ceremonia, bo trzeba zaklejać koperty i naklejać znaczki. Miałam ponad dziesięć listów, ale dostałam na razie tylko 10 znaczków, na resztę muszę poczekać... Więc ja z jednej strony stolika kleiłam koperty, takim klejem w płynie, ze szczoteczką na dnie. A z drugiej strony Pan kleił moje znaczki, bo były bez (lub z małą warstwą) kleju. I tak sobie siedzimy, gadamy, może 20 minut. Indie, mamy czas...

święto - Maha ShivaratriNagle usłyszeliśmy tumult na ulicy, ruszył pochód. Mali chłopcy maszerowali przed kapłanem ubranym w wysoką, może nawet metrową "czapę" z kwiatów, słychać śpiewy, grzmią bębny. Co jakiś czas przystawali i błogosławili kogoś. Doszli do głównej świątyni, za chwilę powrót i już zmierzali w kierunku małej świątyni na rogu ulicy (nawet jej dotąd nie zauważyłam, jedynie od dwóch dni to miejsce było specjalnie oświetlone). "Mój" fotograf biegnie, więc ja za nim! Ale że wszedł na miejsce malowane w znaki religijne, przystanęłam. Musiałabym ściągać buty, a wokoło było pełno błota, więc moje stopy wyglądałyby pięknie. Dobrze, że miałam ciężkie buty. Inne buty ściągali, nie wiem, czy potem każdy odnajdywał swoje, i w jakim były stanie.
Stanęłam z boku, niestety, dosyć niefortunnie, pani przede mną była wysoka i nie chciała się usunąć, gdy zamierzałam zrobić zdjęcie. Dodatkowo, światło kamery raziło mój aparat. Więc przeniosłam się dalej, Hindusi, myśleli, że już na początku ceremonii odchodzę. W nowym miejscu było trochę lepiej, choć ludzi wokół tłumy, napierali na siebie wzajemnie. Ale widząc obcego dopuścili mnie prawie do samych barierek. Niestety, teraz stałam za orkiestrą, a oni nie bardzo mogli się ruszyć...
Zaczęły się już przygotowania do właściwego momentu, najpierw śpiewy, wirowanie w tańcu, kapłan siedział na tronie na tle oświetlonego "ołtarza". A przed nim przygotowywanie ognia. Najpierw małe płomyki, potem chyba czymś zostały podsycone, bo bardzo szybko podłoże zaczęło się żarzyć. I nagle kapłan, a za nim kilkanaście osób zaczęli przebiegać przez ogień. Był on ułożony w przygotowanym dole, a przed nim rozlewana woda, aby ochłodzić stopy przed wejściem. Już wiedziałam, skąd to błoto. Było nieliczne grono chętnych do takiej ofiary, większość osób jedynie przyglądała się. Widziałam nawet małego chłopca, popychanego przez matkę, aby biegł przez ogień, wybrał jednak bezpieczniejszą drogę, bokiem rowu... Następnie ludzie podchodzili, dotykali tego uświęconego miejsca, całowali ziemię.
Dalej masa ludzi cisnąca się do błogosławieństwa, pełno rodzin z maleńkimi nawet dziećmi, na rękach, śpiące, marudzące, biegające i bijące się, jak zawsze... Kapłan używał pałki-berła, oraz noża z przytwierdzonymi cytrynami, tym dotykał głów, a wierni klękali, całowali lub tylko dotykali jego stóp. Znów zapraszano mnie, aby podejść bliżej, dalej jednak wybierałam bezpieczny zakątek przy beczce z wodą, skąd nabierano jej do chłodzenia. Zasłużeni wierni otrzymywali wyróżnienie w postaci wieńca, przy czym ten był przechodni. Kapłan zakładał go na szyję szczęśliwca, chwila na zdjęcie i już dla następnego. Specjalnie wzywany był policjant, potem okazało się, że jest to szef całego tutejszego regionu. Nasz pan z hotelu też dostał, zresztą cały czas widziałam, że się udzielał przy ceremonii. Może dlatego też nie powiedział mi o tej uroczystości? Skończyłam film, ceremonia też się kończyła. Film zaraz oddałam fotografowi, żeby już nie chodzić z nim do zakładu, następnego dnia powinnam dostać zdjęcia. A tu są ciekawe, ze specjalnymi ramkami. Staram się zapamiętać jakie ramki już miałam, aby ich nie powtarzać.

W drodze powrotnej kupowałam trochę różności, znów pytali, czy to będę przesyłać do domu. Już się przyzwyczaili, że biorę w ilościach ogromnych bindi (dekoracyjne elementy klejone przez kobiety na czole), ale tylko w płaskich opakowaniach, by weszły do kopert. Nie wierzyli mi, że wysyłam je pocztą. A ostatnio zrobiłam furorę kupując bidi. Zaśmiewali się ze mnie. Naprawdę takie chcę? Dlaczego nie lepsze papierosy? Nie, mają być takie, suszone listki w kształcie małych tutek, i najlepiej w papierowych opakowaniach! Kiedyś były jedynie owijanie sznureczkiem, ale Indie się cywilizują...
W tym samym miejscu też już wiedzą, że sok wyciskany ze świeżych owoców ma być bez cukru i bez lodu. Bo raz podali mi sok z arbuza, nie wiedziałam, dostałam ulepek, za drugim podejściem wzięłam sok marchewkowy, był z lodem, więc rzadki i bardzo zimny! Kolejny sok, lime mint cool, z mietą był już w porządku...

Tak się żyje na południu Indii, w Karnatace, niedaleko Bangalore, Kolar Gold Fields! Kiedy mi powiedziano o wyjeździe, spodobała mi się nazwa - Colargol. Na razie jest początek wiosny, więc temperatury oscylują wokół 30°C, w lecie oczekuje się większych upałów. Mam wielu indyjskich znajomych, więc bez kłopotu mogę podglądać tutejsze obyczaje.
A cały czas coś się dzieje! Byłam na hinduskich chrzcinach, uczestniczyłam w dwudniowym weselu. Było kolorowo, tłum ludzi, ponad 600 osób, może mniej dostojnie niż u nas. Inne ceremonie: obchodzenie ognia (na scenie w dużej sali, uroczystość nie musi odbywać się w świątyni), owijanie sznurem rąk małżonków i osób siedzących w kręgu, aby złe duchy nie przeszły. Dzieci biegają, czasem są trochę znudzone, dorośli zajęci są rozmowami, jedynie najbliższa rodzina uczestniczy czynnie w obrzędach...
Ale o tym może następnym razem.


~:~


Autor: Grażyna Kowolik

Hinduizm

Prawa autorskie
www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych.
1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Powrót na górę strony Góra Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści