www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych. 1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści    
 
Indie Podglądając Indie
  Chrześcijanie  

Indyjscy Chrześcijanie

W święto Matki Boskiej Gromnicznej było pięknie w małej kapliczce, wszyscy ze świeczkami. Niektórzy ludzie dziwili się, że pamiętałam i przyniosłam własną świecę. Kto nie miał, mógł zaraz przy wejściu kupić. Święcenie odbyło się na zewnątrz, miała być też procesja, ale był silny wiatr i świece gasły. Poprzedniego dnia spadł pierwszy od kilku miesięcy, dosyć mocny, dwugodzinny deszcz. Nastrój przeniósł się do wnętrza, świece trzymaliśmy zapalone aż do Ewangelii. Były teksty do wspólnego śpiewu, akompaniament stanowiły organy elektryczne i bębny. Grał na nich pan siedzący na ziemi. Wierni, dla których nie było już miejsca na nielicznych ławkach, siedzieli na rozłożonych chodnikach.

W Środę Popielcową, już w "naszym" kościele wszyscy kolejno podchodzili, jak do komunii i ksiądz nakładał popiół, jaśniejszy niż u nas. Święcenie popiołu odbyło się na porannej mszy. Jest zasadą, że msze naprzemian są rano i wieczorem. W środy msze w kościele są rano, ale ze względu na wagę Środy Popielcowej przeniesiono obrzędy na godziny wieczorne. Poza tym przyjęte jest, że święta kościelne z ciągu tygodnia celebrowane są w najbliższą niedzielę, jako że ludzie nie zawsze mogą przyjść do kościoła w tygodniu. Biorąc też pod uwagę fakt, że Indie - co jest podkreślane przez katolików - są krajem wyznawców hinduizmu, nie ma specjalnych przywilejów dla naszej religii.

Mówię już "nasz kościół", choć wcześniej obawiałam się, że na południu Indii nie znajdę tak łatwo ośrodków katolickich. Wydawało mi się mało realne, aby tutaj było wielu chrześcijan okrzepłych w wierze. Tymczasem okazało się, że poznani przeze mnie katolicy to ludzie z pokoleniowymi tradycjami. Zwłaszcza, że wielu z nich przyjechało w te strony w poszukiwaniu pracy ze stanów północnych i obszarów Goa, gdzie chrześcijaństwo zakorzenili Portugalczycy. Noszą portugalskie nazwiska (D'Souza, De Cruz), ich rodziny są katolickie od 7 generacji, mają w rodzinie kapłanów i siostry zakonne.
Także czasy kolonialne przyczyniły się do szerzenia chrześcijaństwa. Miejsce, gdzie przebywam - Kolar Gold Fields leży ok. 100 km od Bangalore, w stanie Karnataka. Są to tereny drugiej na świecie pod względem głębokości (2400 metrów pod ziemią) kopalni złota. Wyrobiska te, obecnie już nieczynne, były najstarsze i największe w Indiach. Jednak Brytyjczycy nie tylko wyeksploatowali kopalnie, ale też pozostawili po sobie dzieci. Spotkałam pana o jasnej cerze, jest wysoki i rudawy. Przedstawił się, że jest Hindusem, ale jego Daddy jest Brytyjczykiem. Dla innych okupant, dla niego ojciec. Takie są realia historii.

Tutejszy kościół pod wezwaniem Świętego Krzyża jest jednonawowy, dosyć skromny, ale jasny i schludnie utrzymany. Na ławkach podane są nazwiska ofiarodawców, najczęściej właśnie portugalskie. Nie ma drewnianego ołtarza, jedynie malowidło na ścianie i na tym tle niewielkie tabernakulum. Nieopodal są figury Pana Jezusa i Matki Boskiej, która ciekawie wygląda przybrana w sari. Stroje są regularnie zmieniane, było pomarańczowe sari, zielone, białe, w pierwszą niedzielę Postu było granatowe, później fioletowe, podobnie jak przybranie całego prezbiterium. Drzwi do zakrystii zastępuje zasłona, także w odpowiednich barwach. A na wejście kapłana jest sygnał identyczny z dzwonkiem rowerowym. Wokół figur w okresie Świąt Bożego Narodzenia oplecione były sznury lampek, migających w rytm muzyki. A ta wówczas była bardziej dyskotekowa niż kościelna; przy dźwiękach organów elektrycznych z zakresem całej orkiestry i gitary kościół niemal falował i miało się ochotę tańczyć. Natomiast w czasie Postu dźwięki były spokojniejsze, choć rozpoznawałam też przeniesienie niektórych piosenek Elvisa Presleya. Melodia "Ojcze Nasz" jest bardzo porywająca, więc ilekroć staram się skupić i modlić w myślach po polsku, nie udaje mi się, przerywam i słucham. Czasem mam szczęście i msza jest prowadzona po angielsku. Wielokroć jednak są tylko w językach lokalnych - kannada i tamil, wówczas mogę co najwyżej wsłuchiwać się w melodykę języka.
Przewaga kobiet ubrana jest tradycyjnie, w sari lub choodi dar (zestaw długiej bluzy i spodni, do tego szal), wszystko w barwach tęczy, niektóre stroje są bogato haftowane i wyszywane cekinami. Ale też noszą stroje w europejskim stylu. Wśród mężczyzn dominują ubrania sportowe, nie brak również klasycznych i modnych garniturów. Ale sporo widzi się przepasanych rodzajem długiej spódnicy - lungi.
Zwyczajne jest, że ludzie przychodzą spóźnieni, każdą mszę poprzedza próba chóru lub nowenna, więc wszyscy zakładają, że mają czas. Często też słychać dzwonek telefonu, odbierają więc, wychodzą na zewnątrz i rozmawiają. Wierni, choć mają klapki, przychodząc do Kościoła, zdejmują je, zgodnie z wierzeniami, przez szacunek. W domach też zazwyczaj chodzą na bosaka. Zauważyłam też, że przy żegnaniu się wodą święconą wykonują podobny ruch jak wyznawcy hinduizmu, smarują się wodą po krtani. Albo wykonują trzy małe krzyżyki, na czole, ustach i piersiach, i jak Latynosi całują kciuk. Kobiety, jeśli mają sari zakładają je też na głowę, zwłaszcza podczas modlitw lub przystępując do komunii. Najpierw idzie chór, potem kobiety i na końcu mężczyźni. Już przyzwyczaili się, że wraz z nimi w Kościele jest osoba biała, ale dzieci w dalszym ciągu są bardzo ciekawe i za każdym razem bacznie mnie obserwują. Zresztą, poznaję coraz to nowe osoby, wówczas pytają skąd przyjechałam, co robię na tym końcu świata. Przy czym obawiam się, że dla większości jestem obywatelką Holandii, jeśli chociaż wiedzą, gdzie ta Holandia leży. Ale spotkałam też Hinduskę, która ma męża Niemca, spędzają tam zazwyczaj pół roku.

Chrześcijanie w Indiach

W czasie Świąt Bożego Narodzenia byłam na wycieczce, jedynie Pasterkę przeżyłam tu, gdzie czuję się już pewnie. Mimo, iż nie znam ludzi, nie do końca rozumiem język, jest jakaś dziwna więź i poczucie, że stanowimy jedno. Tak też mówiły słowa hymnu śpiewanego podczas Pierwszej Komunii. Zostałam bowiem zaproszona na uroczystość syna pana, z którym współpracuję. Wszystkie dzieci szły 23-go stycznia do Komunii, ale oni mają księdza w rodzinie, który nie mógł przyjechać wtedy, więc dla tego chłopca Msza była przygotowana wcześniej.
Mszę prowadziło dwóch księży: Rev.Fr. Francis Rasquinha i Rev.Fr.Thomas D'Souza (okazało się, że z każdej strony rodziny był wujek-ksiądz). Pięknie wyglądała oprawa, wejście z rodzicami i księżmi do kościoła, czytania w wykonaniu siostry chłopca i jego samego, składanie w ofierze owoców i opakowanych dużych pudełek.
Jeden z księży był na bosaka, wśród ministrantów także liczni boso, ale nie wynika to z biedy, poza tym są kompletnie i porządnie ubrani. I dziewczynka - ministrantka, o urodzie bardziej latynoskiej, z długimi czarnymi warkoczami i bransoletkami na stopach.
Następnie nieznana u nas uroczystość, na zewnątrz, przemówienia ojca chłopca i wujka w Jego imieniu, bo Cyril jest nieśmiały. Częstowano nas winem i ciastem, potem było zapalenie lampy, tradycyjnej indyjskiej z kilkoma sznurkami nasączonymi oliwą.
Następnie wszyscy, a było ok. 200 osób, ustawili się do przekazania błogosławieństwa i prezentów, trwało to więc długo, w międzyczasie robiono poszczególnym grupkom zdjęcia. Chłopak przez cały czas uroczystości, a potem spotkania nie odezwał się do mnie słowem, tylko patrzył wielkimi ciemnymi oczkami. Poznałam też jego dwie siostry i rodzinę. Oraz wiele koleżanek matki z pracy, ze szkoły. Pytały o wszystko, interesowało je, jak sobie tu radzę, z jedzeniem, klimatem, innymi zwyczajami.
I lunch - zapowiedziano, że będzie z mięsem i był kurczak cięty razem z kośćmi. I kadzie pełne ryżu. Ludzie stali w kolejce z talerzami niczym na pikniku, a potem jedzenie na stojąco. Osobno przygotowano namiot z potrawami wegetariańskimi, tam też zaszłam, zaproponowano mi jamun - słodkie ciastko, smażone w głębokim oleju, więc tłuste. Jako, że nie mieli talerzyka, podano mi je na liściu bananowca, na jakim oni jadają, do tego dostałam łyżkę. Hinduscy szefowie ojca chłopca też byli obecni na uroczystości, choć przyszli chyba dopiero po mszy, uczestniczyli w ceremonii błogosławieństw. Ale niedługo poszli, nie częstowali się nawet. Tego dnia obchodzili bowiem swoje hinduskie święto Sankranti (inna nazwa Pongal), kiedy następuje przejście słońca z półkuli południowej na północną i wszystko zaczyna się odradzać. Prosząc o pomyślne plony składa się ofiary z owoców i trzciny cukrowej. W miasteczku już od poprzedniego dnia trwały przygotowania, wszędzie było pełno trzciny cukrowej. Ludzie w kawałkach nieśli ją do domu, a w całości służyła jako ozdoba, związane pędy stały przy wejściu do sklepów. Choć był to dzień świąteczny wielu ludzi pracowało. Znajomy fotograf - Hindus obsługiwał naszą uroczystość, różnica wyznań nie stanowi tutaj większego problemu.

Podobnie obserwuję połączenie elementów kultury indyjskiej z chrześcijańskimi. W Popielec panie miały na czole po dwie kropki, jedną tradycyjną - bindi (naklejane) lub kumkum (wykonane specjalną pastą) i ślad popiołu. Na dłoniach kobiety mają mnóstwo bransoletek, które czasem współgrają z muzyką. A małe dzieci, zarówno chłopcy, jak i dziewczynki mają bransoletki na nogach, oprócz elementów dekoracyjnych, rodzice maja możliwość śledzenia, gdzie się poruszają ich pociechy.
W tym dniu też czekała nas niespodzianka kulinarna. Zapowiedziałam, że na śniadanie proszę tylko tosty, a na lunch i kolację biały ryż i curds - kefir, z którym Hindusi mieszają ten ryż. Ja jadam to jednak osobno. W hotelu zmienił się w międzyczasie kucharz i od czasu do czasu podaje w potrawach kawałeczki mięsa (niektórzy Hindusi nie jedzą w ogóle mięsa, inni pozwalają sobie na kurczaki i baraninę). Tym razem, jak na ironię losu znajomy dostał zarówno makaron, jak i ryż z kurczakiem... Niektórzy katolicy tu poszczą przez cały okres, inni w środy na pamiątkę Środy Popielcowej i jak u nas w piątki.

Przed błogosławieństwem ksiądz zwraca się do wiernych "Zamknijcie oczy, módlcie się..." A następnie pozdrawia "Good morning brothers ans sisters", odpowiadamy "Good morning Father". Czasami ogłasza się, że odbędzie się zbiórka na określony cel, w niedzielę po Świętach zbierano na ofiary tsunami.

Jednej niedzieli była chyba msza prymicyjna, niestety, w lokalnym języku. I Hindusi nie byli w stanie wyjaśnić mi do końca o co chodzi. Na zakończenie postawiono fotel, tutejszy kapłan-ojciec powitał nowego księdza. Siostra zakonna (w bieli i swetrze), z którą wcześniej, mimo obecności drugiego kapłana, dzielił komunię, przekazała mu szal. A jeden z mężczyzn - wieniec powitalny. Następnie wszyscy podchodzili po błogosławieństwo, ale przed nałożeniem rąk na głowę kapłan podawał je otwarte w stronę wiernych do ucałowania. I powiedział bardzo wyraźnie do mnie: "God bless you".

Chrześcijanie w Indiach

I choć, jak wskazał papież podczas swojej pielgrzymki do Indii, że kraj ten asymiluje wszystkie wyznania, życie chrześcijan tutaj nie zawsze jest beztroskie. Nie mają, co prawda większych problemów w pracy, w kontaktach z sąsiadami, ale też jako wyraźna mniejszość narodowa nie mają swoich przedstawicieli w organach administracji, nikt nie występuje oficjalnie w ich imieniu. Choć z kolei Hindusi wskazują, że na tym terenie chrześcijanie stanowią może i 60% społeczeństwa. Zadali mi tylko pytanie: Ile widziałaś świątyń, a ile kościołów? Faktycznie, tu przeważają kościoły.
Mówi się, że chrześcijanie mogą odczuwać delikatną pogardę ze strony Hindusów, którzy czują się czyści, a my, którzy zabijamy zwierzęta i spożywamy ich mięso stawiani jesteśmy niemal na równi z nietykalnymi. Spotkałam się także z sytuacją, kiedy Hindusi mówią o katolikach, że ci nie zachowują się do końca właściwie, np. lekarz, bardzo zdolny chirurg (zdobył w zeszłym roku tytuł "Ręki roku") czasami pozwala sobie wypić dosyć dużo. Nie mówi się w tym momencie co prawda, że jest on katolikiem, jedynie wskazuje na zagrożenie przy wykonywaniu zawodu. Ale w podtekście jest dodawane "nam religia nie pozwala się upijać".

Jednak pomimo wielkich różnic obyczajowych i społecznych muszą mieszkać obok siebie i współpracować wyznawcy różnych religii. Starają się więc akceptować wzajemne odmienności, przed Świętami miałam okazję obserwować w zakładzie przygotowania do spotkania kolędowego przy Żłóbku. Chrześcijanie dekorowali ołtarze, ustawiali szopkę, a obok były miejsca poświęcone hinduskim bóstwom. Jest także sporo miejsc kultu Sai Baby, uznawanego za inkarnację dawnego świętego.
Wskazano mi, że ludzie wyedukowani potrafią lub starają się znaleźć w tej sytuacji, gorzej jest z ortodoksami, zapartymi w swych poglądach, dla których własna wiara stanowi jedyny, niepodważalny cel.

I na koniec moja osobista uwaga na temat życia tutaj, nawet będąc tej samej religii, a jedynie pochodząc z innego państwa. Poranna msza niedzielna, przed którą dostałam Biblię z zaznaczeniem, że cała liturgia jest w tamil, a tylko drugie czytanie będzie po angielsku. Więc założyłam, że mam śledzić przynajmniej ten tekst. A tu w pewnym momencie zrobiła się cisza i ludzie zaczynają zerkać na mnie. Podbiegł kościelny i mówi mi, że teraz ja mam iść czytać. Mówię mu "Nie!", że u nas nie ma zwyczaju, aby wierni, a w dodatku kobiety czytały. Był zawiedziony, a może i zły. Przekazał więc Biblię innej dziewczynie, która wywiązała się z powierzonego zadania bezbłędnie. Bo trzeba wiedzieć, co powiedzieć przed i po czytaniu, podać odpowiednie wersety.


~:~


Autor: Grażyna Kowolik

Hinduizm

Prawa autorskie
www.umysl.pl  ... dodaj do ulubionych.
1 strona 1 strona Powrót - wstecz 1 strona Powrót Powrót na górę strony Góra Napisz do nas Napisz do nas Szukaj: Umysl.pl, wyszukiwarki, encyklopedie Szukaj Spis treści Spis treści