Czasem myślę, że już wariuję. Mam zwidy? Przed oczami ciemne plamki...
To małe muszki, fruwające szybko, że nie można dojrzeć ich kształtu. Najchętniej przysiadają na rzęsach i czubku nosa. Takie stałe opędzanie się może naprawdę doprowadzić do obłędu...

Zaczynają atakować w porze poobiedniej, podobno wylęgają się właśnie o tym czasie. A będą grasować jeszcze przez pewien okres, kwitnienie i dojrzewanie mango to ich moment życia.

Poza tym lubię chyba pozostałe stworzenia. Z mrówkami nie walczę, przejdą, czasem coś skubną i idą dalej... Teoretycznie w ich tępieniu powinny pomagać gekony. Ale "lizardy" tylko spacerują po ścianach i leniwie przeciągają się. To małe sympatyczne jaszczurki, koloru beżowego, z przezroczystą skórą, że widać (są wyraźnie ciemniejsze) wnętrzności oraz mózg. Kiedyś przyglądałam się, jak gekon poluje. Ok. 5 minut stał nieruchomo obserwując zdobycz. Potem wolno podnosił się na łapkach, to znaczy, że odchylał się od sufitu. On trwał tak, a ja z głową zadartą do góry. Przysunęłam nawet fotel, by dokładniej widzieć. A mnie obserwowali Hindusi. Nagle gekon wykonał skok i już mucha była w jego pyszczku...
Większych stworzeń raczej nie ruszają, chociaż czasem walczą podobno nawet z karaluchami.
Wcześniej się ich brzydziłam, teraz tylko niekiedy się wzdrygnę. Karaluchy maszerują wszędzie, w łazience lubią ciepło i wilgoć po kąpieli. Siedzę w pokoju, a po podłodze biega coś wielkiego - 6 cm? Gonię go, ale to nic nie daje, wtedy chowa się pod łóżko. W końcu jednak zdołałam go wyprosić, ale że przez szparę pod drzwiami mogą swobodnie wchodzić. Mam co prawda specjalne "pachnidło" przeciw insektom (podobno wszystkim), ale jakoś na nie chyba nie działa...

Widziałam mangusty, ale są bardzo płochliwe i szybkie, więc dotąd nie mają zdjęcia. Wokół śmietnika tłumnie gromadzą się bawoły, kozy i krowy, mają ucztę w postaci skorup kokosowych. Towarzyszą im duże ptaki, swobodnie siadające na ich grzbietach. Często też widać bawoły zażywające kąpieli wraz z czaplami. Krowy, mimo że są święte muszą same o siebie zadbać, nikt ich specjalnie nie karmi. Jest również pełno bezpańskich psów, zwanych "street dogs", jedzą wszystko, śpią całymi grupami na ulicy, na ciepłym piasku.

Podczas "safari" (jechaliśmy specjalnie okratowanym mini-busem) widziałam tygrysy białe i złote. I jednego śpiącego lwa, i słonia. Natomiast na porządku dziennym są tu małpy, przysiadają na okolicznych drzewach lub nawet zachodzą w kierunku budynków. Dwukrotnie nawet małpa była w pracy. Podeszła, wabiona ciastkiem i usiadła na parapecie. A kolejny raz zaskoczyła mnie schodząc po schodach wewnątrz, patrzyłyśmy na siebie przez chwilę, ale zanim wydobyłam aparat już uciekała. Obecnie wiadomo już, że fotografuję je, więc znajomy fotograf robi mi czasem prezent i dostaję zdjęcia. Widział też kobrę, ale akurat nie miał przy sobie aparatu. Mówi się że, zwłaszcza, gdy jest już tak gorąco kobry wychodzą wieczorami, więc należy się mieć na baczności...

I dwa razy spotkałam mysz; w toalecie, w muszli! Najpierw widziałam coś ciemnego, potem zobaczyłam ogon, a kiedy spuściłam wodę starała się drapać do góry. Myślałam nawet, żeby ja wyjąc czerpakiem, chwila zastanowienia była jednak zbyt długa, bo już jej nie było... Zginęła, czy jakoś wyszła? Później był już wlany biały płyn, stosowany chyba do odkażania. Następny raz wyjaśnił mi wszystko. Znów mysz siedziała pod kołnierzem muszli, wraz z wodą spadła, trochę się pomęczyła, a gdy nie dała rady się wspiąć - zanurkowała. Czyli trzeba uważać...

Autor: Grażyna Kowolik